Special Guests

piątek, 29 stycznia 2010

Ukryte chusteczki

.. w chusteczniku. Pierwszy raz bawiłam się papierem ryżowym i jestem zachwycona!! Pomijając koszmarne wycinanie, gdzie przy wąskich elementach (gałązki, pnącza) jest to zajęcie tylko dla wytrwałych, to samo naklejanie jest samą przyjemnością! Nie drze się, nie rozciaga, łatwo przesuwa - no można z nim robić przy dobrze przygotowanej powierzchni drewna (tj. oszlifowanej) właściwie wszystko! Przynajmniej nie ogarniał mnie strach, czy wycięty motyw nie zostanie zniszczony podczas naklejania. I tak mamy nasze niezbędne chusteczki pięknie opakowane na stole:

Chustecznik miał być lawendowy, ale nie "widziałam" tego samego motywu, co na zegarze, dobrze rozmieszczonego na pudełku. Wygladało na ciężkie. A z tymi pnączami naprawdę mi się podoba, bo ujmuje mu 80% wagi ;-)

środa, 27 stycznia 2010

Kynia! (czyt. skrzynia :-)

Gdzieś trzeba przechować drobne, ale jak cenne, pamiątki z dzieciństwa: pozytywny test ciążowy, pierwszy smoczek, tycie skarpetki, które gdyby nie były noszone, nigdy bym nie uwierzyła, że pasowały (!), pierwsza kartka urodzinowa z Australii od cioci Justysi.. Te wszystkie skarby musiały mieć przytulne miejsce, gdzie mogłby zachować moc wspomnień. Skrzynia po winie dopasowała mi idealnie:

Małemu Piratowi też się podobała!

Drugi zegar na nieświadome zamówienie

Mój synek jest fanem, WIELKIM fanem zegarów pod każdą postacią. Nie musiałam długo czekać, aż zauważy nowy na ścianie w kuchni. Jego okrzyk był nieziemski! :D Chciał go oglądać w rękach, móc go dotykać z każdej strony, pytając o każdy szczegół. Wskazówkami był tak zafascynowany, że aż trząsł się, aby się opanować i ich nie ruszać. Tak wzruszyła mnie ta reakcja, że zapytałam go, czy chciałby mieć taki zegar w swoim pokoju (jeden na ścianie wisi OBOWIAZKOWO, ale wskazówki są ZA szybką). Na odpowiedź nie czekałam długo :-) I tak oto powstał Kubusiowy zegar dekupażowy:


Ten za to ma inne właściwości od tego, który wisi w mojej kuchni - na dzwięk jego rytmicznego tykania powoli zamykają się oczy, uspokaja dusza, uśmiechają usta... No zawsze mnie usypa w fotelu, nad którym wisi :-)

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Marzenie o lawendowym zegarze

Ale zanim o nim to.. nie wierzę własnym oczom!! Wczoraj pierwsza Violetka, dziś Paula, Magda... Dziękuję Wam!! To takie miłe. I Konwalia Czarodziejka! A ja uwielbiam Gości. I brakuje mi tego w świecie rzeczywistym.. Teraz trzeba się umawiać na dwa tygodnie przed spotkaniem, dzwonić, planować, a i tak często się nie udaje z prozaicznego braku czasu. Cieszę się, że choć tu będziecie zaglądać często, bardzo często. Bo takie wizyty podnoszą endorfiny i dzięki nim szybciutko wklejam kolejnego posta.

Kiedyś zamarzył mi się zegar z konkretnym, i żadnym innym, bo upatrzonym motywem lawendy. Lawendowy zegar wykonany ręcznie. Szukałam po serwisach aukcyjnych i innych sklepach, żeby znaleźć choć coś zbliżonego do mojego marzenia. I nic. Ciężko było mi się pogodzić z faktem, że ściana w kuchni musi pozostać goła, bo cały czas widziałam na niej tikające cudo. I pewnego dnia postanowiłam odważnie - zrobię go sama! Z decoupagem nie miałam wcześniej nic wspólnego, ale szczęśliwie okazało się, że Hana jest właśnie na etapie pozytywnego zakręcenia serwetkowego i wtajemniczyła mnie w kilka wieczorów w tajniki łączenia papieru z drewnem (dziękuję Ci, Hana, za te niezapomniane wieczory!). Powstała cała masa przyszłych prezentów oraz to, na co czekałam najdłużej - lawendowy, całkowicie mój i w całości taki, o jakim marzyłam - ZEGAR do mojej kuchni:

Kocham na niego patrzeć, słuchać, jak uroczo cyka, na nim nawet najpóźniejsza godzina mnie nie przeraża :-)

niedziela, 24 stycznia 2010

TADAM!!

Ja tu już powoli zbieram się do snu, a TU.... Witam Pierwszego Obserwatora, Violetko! Jak miło!!
Z tej okazji wklejam szybko zdjęcia podusi, dzięki której odezwałaś się na moim blogu :D

Cyknęłam jej parę fotek, choć nadal mam niedosyt, bo zdjęcia nie potrafią oddać jej uroku, przeróżowiają ją - kolorystycznie najbliższa rzeczywistości jest na ostatnim zdjęciu:




Nic to - musicie uwierzyć mi na słowo, że jest cudownie miękka i milusia. Jak tylko o niej myślę, od razu robi mi się błogo, mam ochotę zaszyć się pod kocem, przytulić do niej głowę.. Dobranoc :)

Na specjalne zamówienie..

.. powstał STWÓR - Kipok (dla niewtajemniczonych czyt. Cyklop). Podczas wczorajszej kąpieli ustaliliśmy z synkiem, że nadszedł czas, aby mama uszyła jakiegoś strasznego stwora. A najlepiej POtwora. Szczegóły obgadaliśmy w tempie ekspresowym - miał mieć 3 ręce i oko. Ale żeby już nie był tak strasznie dziwny i potworny, odjęłam jedną łapkę, za to dodałam stopę i powstał KIPOK, który dziś rano wręcz oczarował nowego właściciela:



Eksperymentalnie zastosowałam aplikację odwrotną przy uśmiechu i oku - efekt naprawdę bajkowy! Szycia jest 3 razy więcej, ale naprawdę warto!! Zęby są zrobione z mocniejszej ociepliny - są śmiesznie włochate, a do tego przy większej odrobinie skubania stwór może stać się szczerbatym stworem BEZ uszczerbku na zdrowiu. Już tłumaczę, o co chodzi: ocieplna jest materiałem stosunkowo delikatnym i przy dziecięcej konsekwencji skubania czegoś można ją po jakimś czasie WYskubać. Dlatego podszyłam ją dodatkowo innym materiałem. Dzięki temu nawet po jej przypadkowym (bądź nie) usunięciu, potworek stanie się szczerbaty, ale nie będzie miał dziury w ciałku.

Ciąg dalszy motywu róż-brąz-ptaszek-drzewko

Była w domu gąbka. Gąbka do siedzenia na niej. Była bardzo brzydka, bo "łysa", pożółkła, a zatem przykryta szczelnie polarkiem. A że coś wzięło mnie na ptaszki i drzewka, gąbka pewnego popołudnia zmieniła swój wygląd i zobaczyła światło dzienne.

PO:


a było tak:



Górna część podszyta została ocieplną, więc w zimne wieczory wspaniale grzeje każdą część ciała, którą o nią oprzemy :-) Można ją stosować jako oparcie dla pleców o ścianę - bajka...

piątek, 15 stycznia 2010

Poduszka do łóżka

Siadłam sobie przy dwóch materiałach, jakie kupiłam. I mnie olśniło. Ich połączenie tak mi się podobało, że nie mogłam ich nie zszyć. Poszukałam jeszcze parę guzików w kolorze jaśniutkiego brązu, a właściwie porannego kakao, jakąś resztkę brązowej włóczki, skrawki na ptaszka i drzewko i kawałeczek bawełnianej haftowanej tasiemki. Najdłużej trwało spinanie, później (po zszyciu materiałów z tasiemką) jeszcze dłużej przyszywanie wypchanych aplikacji gęściutko na okrętkę. Wyszywanie gałązki poszło w miarę szybko, ale cały czas w stresie, czy wystarczy materiału ;-) Przyszycie guziczków to była już expresowa przyjemność. Efekt jest taki:


Szkoda, że aura trochę kiepska, bo w słoneczny dzień ładniej oddałoby kolory. Nic, podusia jest naprawdę piękna i muszę zrobić jej oddzielną sesję w lepszą pogodę.

środa, 13 stycznia 2010

Coś do kluczy

Nie lubię szukać kluczy po kieszeniach, w torebkach, placakach... Dlatego wszystkie zawsze mają jakiegoś Anioła. Przy jednych jest Sówka Stróż.


Uszyta z szarego filcu, całkowicie ręcznie, a wypchana jest tak mocno, że ciężko wgnieść palec w jej małe ciałko, które ma niecałe 5 cm od stópek po koniuszki uszek.


Królik, Panna Królik

Kupiłam przed Świętami ręcznik, pięęęęękny ręcznik. A właściwie był to komplet kilku pięknych ręczników. Gdy w domu spojrzałam na nie przed rozpakowaniem, wiedziałam już, gdzie ich miejsce na pewno nie jest, a przynajmniej nie w tej formie, jakiej były. Wylądowały zatem nie w łazience, ale przy innych skrawkach, a po jakimś czasie narodziły się na nowo w takiej oto formie:


Nie sądziłam, że ubieranie tego małego pluszaka daje tyle samo frajdy, co szycie samego ciałka. A gdy jeszcze zobaczyłam, że spodnie pasują (!), radość była potrójna. Nie ma to jak udane zakupy zakończone uroczą przeróbką.

Tildy ciąg dalszy

Brązowe rękawiczki z mięciutkiego i milusiego filcu w kolorze czekoladowego brązu. Uszyte dla siebie, ale wywołują tak ciepłe reakcje, że uszyłam ich już kilka par. W wersji dla dzieci wyglądają równie ciepło.


Są rewelacyjne, bo dużo dłuższe niz standardowe i tak cudownie grzeją ręce oprócz samych dłoni...

Boczna kolumna i takie tam

Chciałam zamieścić informacje o candy. Ale idzie mi to jak po grudzie. Czy ktoś może mi pomóc? Bo aż szkoda o tym nie trąbić - tyle się dzieje wokół!!
Edit: spójrzcie na prawą kolumnę, a traficie w piękne miejsca, w których jest candy!

Pierwszy ślimak tildowy

Wykonany "na oko", bez wykroju, bo takowego nie miałam. Frajda była przy szyciu muszli, bo plątało mi się to w głowie.. Jak człowiek sobie wszystko narysuje, jest o niebo łatwiej!

poniedziałek, 11 stycznia 2010

I stało sie..

Co robi kobieta, ktora ma isc spac? ZAKLADA BLOGA.
Skoro tak, to w najblizszym czasie organizuje sesje zdjeciowa moich malych przyjaciol ze skrawkow wolnego czasu, aby i oni mogli cos z zycia miec i choc troche swiata zobaczyc.
Chcialabym, abyscie pokochali je choc w polowie tak mocno jak moj synek i abyscie zagladali tu jak najczesciej - drzwi zawsze otwarte dla Szanownych Gosci.

A ja - coby zapoznac sie i wsiaknac w tworcze srodowisko - rozbijam sie po imprezach. Bo jak inaczej i w lepszy sposob zawierac nowe znajomosci? :-)