Special Guests

środa, 18 kwietnia 2012

STARY wózek w NOWYM wcieleniu

O tym projekcie miało być "głośno" na moim blogu, bo sądziłam, że dokonałyśmy z Anią prawdziwej rewolucji w wyglądzie jednego starego wózka. Ale życie jak zwykle zweryfikowało moje plany i będzie bardzo zwykła robocza fotorelacja z tego, jak pojazd wyglądał PRZED i PO naszej nocnej interwencji.

Tak wyglądał po bardzo intensywnym i nieprzerwanym 6-godzinnym liftingu

AFTER


A w takim stanie dotarł do nas po zakupie

BEFORE



Jednym słowem był O K R O P N Y. Śmierdział, straszył, był kiczowaty i wydawało się, że nic nie da się z nim zrobić.
Siadłyśmy do niego o 24:00, bo dopiero wtedy nasze dzieci zasnęły (masakra, nie wiem, jak to się stało, przecież moje dziecię chodzi spać o 19:00!). Wydawało się, że nie mamy szans zdązyć do świtu, a musiałyśmy, bo na drugi dzień córka Ani obchodziła urodziny i TO był jej prezent urodzinowy. To znaczy MIAŁ BYĆ.

Pierwszy raz liftingowałam wózek. Przyznam, że ciężko było go ugryźć, ale czas robił swoje, więc nie było dużo czasu na dumanie. Buda okazała się największym wyzwaniem - sam demontaż był cholernie ciężki. To jak szycie parosola od podstaw - masz stelaż, a resztę szyj tak, żeby wszystko się zgrało. Miałyśmy wielkie oczy, jak rozprułyśmy całość i miałyśmy zabrać się za krojenie nowego materiału. Było trochę schodów, ale ostatecznie samo szycie poszło stosunkowo szybko, bo Ania niesłychanie mi pomagała. Przy tej współpracy zobaczyłam, jak niektóre projekty stają się dużo łatwiejsze dzięki drugiej osobie, która nawet nie musi szyć. Wystarczy, że jest z drugą parą rąk i głową na karku.

W wyborze kolorystyki pomogły nam koła wózka - cudny pistacjowy! Miałam krateczkę bawełnianą vichy w tym odcieniu (co za traf!), do tego dopasowała nam bawełniana angielska koronka, alkantara ecru - i tak powstała nowa buda. Pachnąca nowością i czystością, a nie papierochami i kurzem.



Później zabrałyśmy się za przyjemne szycie środka, który okazał się nie aż tak przyjemny.. Udało się jednak zrobić go tak, jak należy - bawełna w krateczkę vichy, koronka angielska i bawełna ecru pod spodem. W środku gruuuuba ocieplina i efekt zaskoczył nas same! Wyściółka wózka jest tak przytulna, że śmiało można w nim wozić prawdziwe niemowlę (to, co widać w samym środku wózka jest pościelą z kołyski dla lalek ;-)


Efekt był naprawdę piorunujący, gdy o 6 nad ranem odłożyłyśmy nożyczki i wyłączyłyśmy maszynę. Strasznie żałuję, że nie mam porządnych zdjęć tego cuda, ale dłużej z relacją już czekać nie mogłam, bo cała akcja miała miejsce w październiku 2011, a ja czekam i czekam z nadzieją, że zrobię kiedyś sesję temu cacku.


Można by powiedzieć, że tak niewiele potrzeba, aby z czegoś, na co byśmy nie spojrzały, zrobić coś, co niesłychanie cieszy oko i może dalej dobrze służyć.


Wiem, że jeśli Ania będzie miała kolejne dziecko, właśnie w tym wózku będzie śmigać na spacery

:-D

Pozdrowienia
Aga

środa, 11 kwietnia 2012

Uratowane życie, zepsute kolano, szpital i...

Zapominiało mi się o blogu na dłuuugi czas. O szyciu również. Ale od początku, jak na spowiedzi, albo swoistym podsumowaniu kwartału.

Nigdy nie przypuszczałam, że dane będzie mi przeżyć największy w życiu stres związany z ratowaniem komuś życia. Dwie minuty, w ciągu których wszystko dzieje się jak w 20 sekund......... Udało mi się przywrócić zbawienny oddech. Po tych 120 sekundach zdecydowałam zapisać się na kurs pierwszej pomocy, pomimo świadomości, że bardzo dużo pamiętam z zajęć przysposobienia obronnego. Naprawdę zachęcam Was do tego - tylko 6,5 h, a o ile więcej wiem! Nie przygotowuje to absolutnie do stresu w takich sytuacjach, ale wspaniale systematyzuje, układa, przypomina. A to cenne. Nawet bezcenne.

W czasie mojej nieobecności miałam mieć też operowane kolano, ale cudem tego uniknęłam. Teraz tylko muszę zacząć intensywną rehabilitację, kupić ortezę (a to oznacza duuużo szycia) i noga jak nowa, mam nadzieję.

Kilka dni temu wyszłam też z Małym ze szpitala. Dalej czka się nam to, ale już w domu!

Działo się w tym moim życiu trochę za dużo, mogłoby trochę znormalnieć, zwolnić. Chciałabym pokazać Wam, co jeszcze w styczniu udało się uszyć i wrócić do sZycia. Może wyniki candy będą dobrym ku temu początkiem. Zatem i one:


Gratulacje dla osoby z numerem 16, pod którym wpisała się Ata (mam nadzieję, że dobrze policzyłam, bo dwa razy pod nr 16 wychodził mi kto inny). Bardzo proszę o kontakt ze mną w ciągu 4 dni od ogłoszenia wyników i podanie adresu, na który ma powędrować torebka. Jeśli ze strony Zwycięzczyni nie będzie odzewu, losowanie odbędzie się raz jeszcze.

Bardzo dziękuję Wam za zabawę i za ciągłe odwiedziny, mimo mojej stałej nieobecności. Chyba tylko dlatego nie zamknęłam jeszcze tego bloga. A były już takie myśli i to sporo ;-)

Dziękuję!
Aga