Special Guests

piątek, 8 października 2010

Miś, sfilcowany szary miś

Ciut ponad rok temu, gdy zaczynałam swoją prawdziwą przygodę z szyciem, kupiłam 2 olbrzymie kupony filcu - szarego i zielonego. I szyłam, szyłam, szyłam... :-) Uszyłam kilkadziesiąt (sic!) zabawek, zawieszek, ozdób i.. 98% z nich rozdałam (albo same się wydały ;-). Sprawiało mi dziką przyjemność, gdy z choinki znikały nasze ręcznie wykonane ozdoby. A co z tego jest najfajniejsze to to, że gdy odwiedzam domy znajomych one NADAL tam SĄ. Wiszą na klamce, wieszaku, w dziecięcym pokoju, kuchni. Ja już dawno zapomniałam, że takie rzeczy robiłam, a inni pamiętają, bo na nie patrzą. Wzruszył mnie taki widok ostatnio i dlatego pchnęło mnie do tego posta. Odszukałam zabawkę, którą w tamtym czasie uszyłam dla synka. I przypomniało mi się, jak przez jakiś czas nie chciał bez niej wychodzić z domu :-)


Miś Łatek - z rozprutym i zaszytym brzuszkiem, łatą na pupie, łapkami ze świetnej bluzki, która jako jedyna pasowała mi na kończyny, więc została pocięta ;-) i metką.


Kiedyś wszywałam je do każdej tworzonej rzeczy. Teraz tego nie robię, choć nadal je mam. Ciekawe dlaczego? Może wrócę do tego zwyczaju.. bo przyjaciółka ostatnio obdarowana domkiem na biżuterię zapytała, a GDZIE TWOJA METKA??


W ogóle szykuje się trochę zmian...


słoneczne pozdrowienia
aga