Kiedyś, dawno, dawno temu, kiedy w Polsce było na półkach pusto, moja chrzestna raz na rok rozświetlała tę szarą rzeczywistość swoim przyjazdem. Pełna optymizmu, uśmiechu, świetnie ubrana, z mnóstwem prezentów i zdjęć. Jak łatwo się domyślić przylatywała z zagranicy i swój pobyt zamieniała po prostu w bajkę dla mnie. Kolorowe rzeczy, gadżety szkolne, słodycze pakowane w pękatego słonia zamiast w torebkę... BAJKA. Mimo że było to dawno, pamiętam jak dziś, jaką za każdym razem sprawiała mi frajdę! I pamiętam, jak swój naszyjnik z drobnych pereł zawsze starannie chowała w atłasową miękką torebkę. Przypomniało mi się o niej w momencie, gdy wzięłam do ręki uszyty wczoraj domek
Zastosowanie grubej ociepliny plus mały rozmiar domku dało niesłychany efekt miękkości, której dotyk przywiódł z wielką siłą wspomnienia. Śmieszne, bo do tej pory sądziłam, że równie silne reminiscencje wywołuje jedynie zapach, zmysł powonienia.
Zdjęcia zrobiłam przed chwilą przy sztucznym świetle - kolory są niestety spłaszczone (oliwka przy zawieszce jest w ślicznym kolorze pudrowego różu), ale przynajmniej zgodnie z obietnicą SĄ :-)
Muszę przyznać, że zawieszka sprawdza się tu naprawdę wyśmienicie
Środek uszyłam z bawełny w biało-niebieskie paseczki - jak ja uwielbiam ten materiał! To niebieska wersja tego różowego - oba są niesamowite: miękkie i w miarę grube
Z tyłu wyszyłam trzy łodyżki z perłowymi kielichami w kolorach: pudrowego fioletu, bladego różu i ecru
A na sam koniec tej krótkiej sesji mój słonik zadomowił sie tam na dobre i wreszcie ma przytulny.. DOMEK!
Kreatywnego wieczoru (u mnie właśnie taki będzie)
aga
PS Zapraszam Was jutro na CUKIERKI!