Special Guests

wtorek, 27 grudnia 2011

Elegancka torba dla jednej z Was - CANDY

Rzadko bywam, ale się dużo szyje - pewnie będzie o tym w następnych postach, które mam nadzieję, pojawią się w ciągu następnych.. tygodni? A teraz zapraszam Was na obiecane CANDY dla moich Obserwatorów. Rozdawajka miała być fajna i mam nadzieję, że będzie. A do wzięcia jest ta torebka:


Nie jest uszyta przeze mnie, ale jest nowiutka, megawygodna, bo po otwarciu zamków mamy dostęp do całej zawartości bez jakichkolwiek utrudnień, śliczna w swej prostocie i niesłychanie urokliwa w połączeniu z eleganckim strojem lub zwykłymi jeansami w parze z butami na niewielkim obcasie.


Jeśli spodobała się Wam, macie na taką ochotę, dodajcie mój blog do obserwowanych, jeśli nimi jeszcze nie jesteście, zostawcie komentarz pod tym postem, zamieście podlinkowany banerek (jeden z dwóch powyższych) do CANDY na pasku bocznym swojego bloga i czekajcie na losowanie, które odbędzie się, gdy liczba obserwatorów przekroczy 599. Wtedy któraś z Was powiększy kolekcję swoich torebek o jeszcze jedną ;-) Osoby z zagranicy mile widziane, jednak w wypadku wygranej będą musiały ponieść koszt nadania.

Zatem zapraszam do zabawy. Osoby, które dołączą do obserwatorów - będzie mi miło, gdy zostaniecie na dłużej, bo szykuje się kolejna rozdawajka, albumowa! Przy następnym candy więcej o sponsorze :-)

pozdrowienia
aga

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Się rozhajtali!

U Was też tak znajomi poszaleli?? Co rusz ganiam na jakiś ślub :-D Nie mówię, że mi się to nie podoba, bo podoba BARDZO. I zdjęcia kocham robić przy tych okazjach. Ale wachlarz kreacji mi się już skoń-czył. W tym samym ganiać jakoś nie tak i w związku z tym co rusz muszę ratować się dodatkami. Przynajmniej tak mogę.
Choć ostatnio wynalazłam torebkę, co by mi do "kreacji" pasowała, to mimo ceny mogącej uchodzić za korzystną i tak szalenie droga mi się wydała.
Dlatego wieczorem, gdy dziecię ululałam, siadłam sobie moim zwyczajem na podłodze wśród szarości moich ulubionych, bawełny w szare paseczki i sztywnika i zaczęłam dumać. NIEDŁUGO co najgorsze! Dumać nad torebką, co pomieści moją okropnie nieporęczną komórkę, dwie garście ryżu i portfel. I jak to zwykle u mnie bywa przy takich projektach, zanim obmyślę do końca, już szyję! Ile razy już sobie obiecywałam, że przemyślę DO KOŃCA to, co planuję uszyć.. Trochę mi to szycie skomplikowało, ale efekt mnie udobruchał :-) Po prostu mi się podoba!



Jest uszyta w stylu "szwy na wierzchu", bo zależało mi, aby była uniwersalna - pasowała zarówno do eleganckiego płaszczyka i mojej ukochanej sportowej bluzy, która właśnie w ten sposób jest uszyta.


Swoje miejsce znalazła też paryska metka ;-) RĘCZNIE wszywana


W środku nie mogło zabraknąć kółka na klucze i żabki, której praktyczność odkryłam jakiś czas temu - dzięki niej jednym ruchem wyjmuję dokumenty. W tak małej torebce nie ma to wielkiego znaczenia, ale w torbach XXL jest to genialne rozwiązanie.


Powiem Wam, że jej kształt tak mi się spodobał, że mam zamiar uszyć drugą, trochę większą. Zastanawiam się tylko, ile mi zajmie dojście do tego, jak ją szyłam..


Sprawdziła się cudownie, żałuję jedynie, że nie mam zdjęcia, gdy była noszona..


Koszt całości: 2,5 h szycia. Było warto. A torebki przynajmniej nikt takiej mieć nie będzie :-D


 A do kompletu uszyłam sobie jeszcze proste etui na telefon. I całość pięknie gra.


Ciekawa jestem, co będzie kolejnym tworkiem z tego materiału. Bo spodobał mi się niesłychanie!


pozdrowienia
aga

środa, 30 listopada 2011

Królik potrzebny od zaraz

Czasami dzieje się coś dokładnie o tej porze, o której powinno było się wydarzyć. To jak ustrzelenie aparatem przeszywającego niebo pioruna. Bach i jest. Krew zaczyna krążyć żwawiej, plecy się jakoś same prostują, a skóra na twarzy napina się młodzieńczo w delikatnym uśmiechu.

Takie uczucie ogarnęło mnie wczoraj. Dostałam list. BACH (krew, kręgosłup, uśmiech ;-) Z prośbą o królika. Żeby był niezwykły! Zrobiłam wszystko, aby taki był.


Jest ogromny,


mięciutki,


i przytulaśny


Robienie mu zdjęć było taką frajdą,


że chyba pierwszy raz zamieszczę tyyyle fotografii jednego tworka. 


Podczas sesji zwiedził i fotel


i skrzynię w pokoju mojego synka.


Uszyty jest z niezwykle miękkiego i cudownego materiału, który kupiłam sobie na płaszczyk, ale nigdy go nie uszyłam. I chyba dobrze, bo królikowi w takiej skórze jest bardzo dobrze.


Dziś wiem, że zamiast jednego wdzianka dla siebie, uszyję małe stado kicaków.


Tutaj tak naprawdę widać, jak duży jest ten król. Śmiać mi się chciało z tego zdjęcia, bo trzymam tego kłapouchego tak, jakbym go nie chciała oddać. I trochę prawdy w tym jest. To chyba jeden z najbardziej satysfakcjonujących mnie szyjątek, jakie do tej pory stworzyłam.


I jeśli przemiła Kasia nie zechce go do siebie, zajmie u mnie miejsce szczególne, bo w pracowni obok manekina i starej maszyny do szycia.


Kasiu, wypatrujemy maila od Ciebie jak promyków słońca na dzisiejszym niebie :-)


Dzianinka, którą użyłam na szalik, rękawiczki i getry to ta sama, która zdobiła kotka.


Jest tak delikatna w swoim wzornictwie, że pasuje mi niemalże do wszystkiego.  


Swoje miejsce znalazła też jedna z tasiemek, z których cieszyłam się w tym poście.



W tle (hehe, tyle tych zdjęć, że nawet tło będzie miało swoje 5 minut ;-) widać moją ulubioną poduchę.


Ale głównie ma być widać tego szaraka


którego wymęczyłam dziś pozami niezmiernie


i podczas sesji musiał chwilami odpoczywać ;-)


Potem stać...


...a na koniec królik PADŁ,


więc zmęczone szyjątko zwinęłam w ramiona


i posadziłam wygodnie w fotelu,


coby cierpliwie i wygodnie czekało na bilet od przyszłej właścicielki.

pozdrowienia
aga

poniedziałek, 28 listopada 2011

Skrzynka na wino. Wino dla dwóch Ag

To chyba najdłużej robiona przeze mnie skrzynka! Dwa lata z kawałkiem. Aż wreszcie się doczekała finiszu, bo i urodziny były w określonym dniu.


I jak na ironię od maja jej jeszcze nie wręczyłam, bo nie było okazji do spotkania. Na dobrą sprawę dzięki niej wiem, jak długo nie widziałam się z osobą, dla której została wykonana..

Nic to - jest pełna, pyyyszne wino w środku i mam nadzieję, że gdy się w końcu spotkamy, nie na jednym się skończy.


No i że się spodoba.. I nie wyląduje w koszu po opróżnieniu butli.


pozdrowienia
od nadal kaszlącej agi

sobota, 12 listopada 2011

Biało-czarno, a jednak w kolorze

Wyciągneliśmy z synkiem z głębi szuflady zeszłoroczne kule śnieżne. Z pozytywkami, które nabrały dla mnie nowego znaczenia, gdy ponownie ujrzałam tę nieziemską dziecięcą fascynację czymś, co kiedyś było dla mnie symbolem kiczu. Wiecie, że w listopadzie, bez śniegu, nastroju, choinki, Last Christmas w markecie ;-), niczego związanego ze świętami, poczułam MAGIĘ. Wystarczyło spojrzenie na te szeroko otwarte oczka, połykające wręcz widok unoszącego się śniegu w małej otchłani kuli. To była esencja wszelkich pozytywnych uczuć - ale w głównej mierze wszechogarniającej fascynacji, radości i ciekawości. A w tle kanciasta muzyka Jingle Bells i What a Wonderful World, którą nagle dziwnym sposobem z przyjemnością wpuszczałam do moich uszu..

I zrobiło się tak świątecznie, że pchnęło mnie do maszyny, zarwania nocy i rozpoczęcia ery pingwina. Bo tu tylko trzy, ale na warsztacie czekają ciałka kolejnych.
Początkowo chciałam uszyć je z lnu, ale znalazłam w swojej pracowni zapomnianą dzianinę - grubą i mięsistą, no cudną, która idealnie nadała mi się na równie grube brzuszki pingwinków.


Pierwszy z pingwiniej rodziny trafił do Kahy (która wpada do nas zawsze jak po ogień), coby ugasić jej wieczny pośpiech. Mam nadzieję, że poskutkuje na następny raz :-P


A jeśli chodzi o tasiemki - to one naprawdę są prosto z Japonii i nie wiem, gdzie można je kupić w Polsce. Dostałam razem z nimi jeszcze dwie książki po japońsku czy koreańsku, ale o nich później, bo to prawdziwe biblie szycia, kopalnie pomysłów i oceany inspiracji.

do następnego pingwinowego razu
aga

poniedziałek, 31 października 2011

Prezent prosto z Japonii

Większości z nas pielęgnowana pasja daje masę satysfakcji i radości. Kiedyś może była radą na nudę, obecnie staje się coraz częściej odskocznią od rutyny, tego niesłychanego wszędobylskiego pędu, pozwala na chwilę spowolnić galopujący czas. A jeśli nie spowolnić, to przynajmniej ułatwia nam znaleźć się w tym codziennym 24-godzinnym zawirowaniu, gdy umysł spowalnia, bo koncentruje się na precyzyjnym wykonaniu zadania. Manualnym wykonaniu. No kocham to! I mimo że dobiega do mnie czasami "kup to w sklepie, zapłacisz grosze, zaoszczędzisz czas", to ja wolę spędzić kilka godzin na uszyciu, wykończeniu i dopieszczaniu owego tego.
Są też osoby, które uwielbiają to, że ja tak kocham moją pasję. I niebezpiecznie napędzają ją robiąc mi takie prezenty! BARDZO ZA NIE RAZ JESZCZE DZIĘKUJĘ :-D

Uwielbiane przeze mnie bawełniane tasiemki, pasujące dosłownie do wszystkiego




i tradycyjne, które ożywią każdy projekt









Oczywiście już powstały etui na telefony z wykorzystaniem niektórych, ale w euforii szycia i przekazywania ich dalej zapomniałam zrobić im zdjęcia. Jeśli kolejnego twora znów nie skończę w środku nocy, pstryknę mu zdjęcie z kolorową przyjemnością.

pozdrowienia
aga