Chciałam zrobić jej piękną sesję, ale nie mam dosłownie na nic czasu. Do wykonania zdjęć zmobilizowała mnie jedynie notka z 1 marca ;-) Inaczej pewnie wylądowałaby w nowym domku i nie zostawiła po sobie śladu na moim komputerze ani aparacie.
Spodobała mi się, gdy po kilku (sic!) sesjach ulepszania jej ubranka (nie ma na sobie tego wiele, ale etapy - zanim do tego doszłam - były różne i obfitowały w cuda na kiju) (a raczej króliku), doszłam do widocznego efektu. I postanowiłam uszyć jej koleżankę :-) Podobną niewiarygodnie, bo wszystkie baletnice w rzeczywistości zawsze mi się baaardzo podobne do siebie wydawały.
Uśmiecham się za każdym razem, jak na nie patrzę, i na każdą z osobna również. Jakaś mała księżniczka (albo dwie) na pewno podskoczy z radości, gdy otworzy pudełko i zobaczy patrzącą na siebie króliczą baletnicę.